Niezwykłą wojenną pamiątkę - stojący aluminiowy krzyż ze wspartym na jego cokole orłem w koronie przywiózł do domu Jakub Maciołek. Polskie godło na krzyżu to zapewne wyraz tęsknoty za niepodległością i aspiracji wolnościowych, które musiały być już bardzo żywe w świadomości Jakuba Maciołka, jak i wśród pozostałych Polaków, walczących w mundurach zaborców. Krzyż zapewne został wykonany na zamówienie Jakuba, bo z tyłu są uwiecznione lata jego pobytu na wojnie, a więc 1914, 1915 i 1916 r. Gdy Jakub wracał z wojny, polskie państwo istniało, jednak nadal tylko w głowach i sercach żołnierzy, przelewających krew i ginących w imię cudzych interesów. Niebawem marzenie to miało się spełnić, czego zapowiedzią był ów orzeł. Sama pamiątka jest nietuzinkowa i nic mi o tym nie wiadomo, aby było takich więcej. Jeśli ktoś z czytelników ma podobną po przodkach, to proszę podzielić się z redakcją tą wiedzą.
Jakub urodził się w 1869 r. w Futomie, był synem Wawrzyńca i Marianny z domu Wielgos. W 1895 r. ożenił się z 18-letnią Teklą Sieńko, córką Ignacego Sieńki. Młode małżeństwo miało 10- morgowe gospodarstwo rolne, a Jakub angażował się we wszystkie sprawy wsi. Był działaczem ruchu ludowego i Kasy Stefczyka w Futomie. Angażowała się w pracę komitetu budowy kościoła i był zawsze tam, gdzie coś ważnego we wsi się działo. W dość zasobnym domu jak na warunki tej wsi, począwszy od 1900 r. na świat przychodziły kolejne dzieci: Józef, Maria, Katarzyna, Wincenty, Aniela. Kiedy wybuchła I wojna światowa, został zmobilizowany i wysłany na front. Po trzech latach starań udało się go wyreklamować i w 1916 r. wrócił do rodziny i wójtostwa, które zajmował przed wojną. Urząd ten pełnił do 1919 r.
Jan Panek zmobilizowany został w 1914 r. Był nieco młodszy w chwili mobilizacji, bo urodziła się w 1893 r. Także i on pozostawił w domu żonę Ludwikę i dwóch synów. Walczył na froncie wschodnim, gdzie dostał się do niewoli rosyjskiej najprawdopodobniej po bitwie pod Łuckiem latem 1916 r. Jako jeniec ciężko pracował na północy europejskiej części Rosji w rejonie Petersburga (ówczesnego Leningradu), gdzie Rosjanie budowali kolej i drogi. Ich obóz liczący około 4 tys. jeńców był wielokrotnie przenoszony. Był dobrym cieślą, a więc miał w rękach bardzo potrzebny w tej sytuacji i ceniony fach i być może to pozwoliło mu przeżyć. Gdy w Rosji wybuchła rewolucja, rozpoczął swoją pełną niebezpieczeństw drogę do domu. Udało się mu powrócić na Boże Narodzenie 1918 r.
Na podstawie relacji wnuczki prof. Grażyny Jeżewskiej-Witkowskiej.
Małgorzata Kutrzeba