OKRES II WOJNY I OKUPACJI WE WSPOMNIENIACH STANISŁAWY GAWRYŚ Z BŁAŻOWEJ Z DOMU BANAT
NIESPODZIEWANE SPOTKANIA
U pani Brzozowskiej w Rohatynie było jak w domu: gorąca herbata, ciepły posiłek, nocleg w łóżku. Tego zmęczony organizm Stanisławy w zaawansowanej ciąży i jej synka potrzebował najbardziej. Matka i dziecko szybko wracali do pełni sił. Po południu do Rohatyna do domu Brzozowskiej dotarł mąż Stanisławy Roman, który przyjechał tu rowerem, podobnie jak spora grup policjantów z powiatu sanockiego. Po krótkim odpoczynku Gawrysiowie wyszli rozejrzeć się na miasto i tam czekały ich kolejne niespodzianki. Stanisława Gawrysiowa w swoich wspomnieniach napisała: „Idziemy, patrzę i oczom nie wierzę, cała Błażowa jest. Był Wojturski, Kuliga Henryk, poczta Kruczek Stefan, Kustra Józef i wielu innych, których nie znam…” Wszyscy bardzo się dziwili, że w takim stanie zdecydowała się na ucieczkę i tułaczkę. Namawiano też Gawrysiów, aby przyłączyli się do pozostałych błażowian. Roman postanowił jednak trzymać się policji.
W tym miejscu należy wytłumaczyć czytelnikowi, że Policja Państwowa, której funkcjonariuszem był Roman Gawryś to służba mundurowa, gdzie podległość służbowa pracownika jest na zupełnie innych zasadach niż w zawodach cywilnych. Roman Gawryś jak każdy policjant nie mógł swobodnie dysponować swoją osobą i podejmować osobistych decyzji, ale musiał wykonywać polecenia przełożonych i rozkazy. W 1939 r. II Rzeczypospolita miała ok. 33 tys. funkcjonariuszy PP. Pierwotnie plany wojenne zakładały, że policjanci i ich rodziny, podobnie jak inne służby, (np. kolejarze) ważne dla państwa z punktu widzenia prowadzenia wojny, będę ewakuowani przed zbliżającym się frontem. Jednak rozwój działań wojennych całkowicie zaskoczył wszystkich. Przegranie bitwy granicznej na niektórych odcinkach już w ciągu pierwszych trzech dni spowodował chaos. Dodatkowo dezinformację pogłębiała sytuacja podległości policji urzędnikom administracji państwowej, starostom i wojewodom, którzy często podejmowali w tym względzie różne decyzje. Dopiero 10 września Naczelny Wódz marszałek Edward Rydz Śmigły podjął decyzję o militaryzacji PP, było już jednak trochę za późno. Z liczby 33 tys. funkcjonariuszy PP ok. 3 tys. zginęło w walce lub zostało zamordowanych. Najwięcej, bo 12 tys. funkcjonariuszy dostało się do sowieckiej niewoli, z czego niewielu miało tyle szczęścia co Roman Gawryś, aby przeżyć wojnę – bowiem 6 tys. policjantów zostało zamordowanych w Ostaszkowie. Ci, którzy wojnę przeżyli przedostali się na Litwę, Łotwę, do Anglii, Francji lub - tak jak mąż Stanisławy - do Armii Andersa i dalej na Bliski Wschód, do Afryki, Włoch pod Monte Cassino. Zupełnie inny scenariusz los napisał dla około 10 tys. funkcjonariuszy PP, którzy zostali na teranie zajętym przez Niemców i włączonym do Generalnego Gubernatorstwa. Oni w znakomitej większości zostali przeformowani na tzw. granatową policję, która była składową częścią niemieckich służb bezpieczeństwa w GG. Odmowa raczej była niemożliwa. Inna sprawa, że można było podczas tej służby pomóc rodakom i wielu Polaków „granatowym” zawdzięcza życie.
Więcej w nowym, 125 numerze Kuriera Błażowskiego.
dr Małgorzata Kutrzeba
Błażowa, lata 30. XX w. Bliżej nieokreślone uroczystości państwowe. Policja pilnuje porządku pdczas przemarszu. Tyłem Roman Gawryś.